Minęło już
kilka minut, ale Camilla wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Tak,
miała obawy, ale nie sądziła, że się spełnią. No bo jakim cudem tej całej Lili
udało się omamić jej chłopaka?!
Dziewczyna
starała się uspokoić. Powinna się tylko cieszyć, że jej chłopak ma dobre serce
i zaprosił na bal dziewczynę bez przyjaciół… nawet, jeśli zaprzeczało to
wszystkim zasadom zapraszania… Zacisnęła wargi i usiadła na ławce. Jest z
pewnością zbyt przewrażliwiona. Ty tylko głupi bal podsumowujący semestr,
nieważnie, że będzie na nim cała szkoła… Niech poznają dobre serce Marka, niech
dowiedzą się, jaki jest miły dla niepopularnych i kto tak naprawdę mu się
podoba… Camilla złapała się za głowę. To wszystko nie miało sensu. Dlaczego
akurat ona? Jej życie układa się, buduje jak solidny dom, a teraz wali się na
głowę? To zresztą bez znaczenia. Jeśli Mark jej nie chce – nie ma problemu,
znajdzie sobie innego! Wielu jest w tej szkole chłopaków, którzy chętnie się z
nią umówią.
-Hej, Rocky!
– zawołała do jednego z jej kolegów, który właśnie tędy przechodził – może chciałbyś
pójść ze mną na imprezę, tą za tydzień?
-Pewnie, Ca…
to znaczy… - popatrzył przed siebie i skrzywił się – chciałbym, ale… już kogoś
zaprosiłem.
-O. Kim jest
ta szczęściara?
-To…
Esmeralda! – wykrzyknął chłopak.
-No cóż,
szkoda. A wiesz, kto może chciałby ze mną pójść?
-Może Jack?
Ouch. Jack
nie był zbyt popularny, ale w sumie nie widomo dlaczego. Całkiem przystojny,
można spróbować.
-No tak,
dzięki. Wiesz, gdzie on jest?
-Wybacz, ale
muszę już lecieć, pa! – rzucił i odbiegł szybko. Dziwne. Zazwyczaj Rocky był
bardziej rozmowny.
Ech, pewnie
gdzieś się śpieszył.
Jack stał
właśnie przy swojej szafce w głębi korytarza. Camilla podeszła do niego.
-Hej.
Popatrzył na
nią wielce zdziwiony. Od kiedy popularna dziewczyna podchodzi do niego i tak po
prostu mówi „Hej”?!
-Cześć,
Camilla. Z-z kim idziesz na bal?
-Ech, no właśnie
z nikim – oparła się o szafkę i zrobiła smutną minę.
-Jak to?
Przecież jesteś najpopularniejsza w klasie!
„Nie
przypominaj mi”, pomyślała, głośno zaś stwierdziła:
-No tak, ale
mój chłopak zaprosił inną.
-Dupek. –
mruknął Jack, wkładając do szafy książkę – więc – chociaż wiem, że to głupie –
może chciałabyś pójść z-ze mną?
-Tak, z
wielką chęcią! – Camilla uśmiechnęła się i odeszła.
„Dobra,
pierwszy punkt planu – zostać zaproszona na imprezę – jest. Teraz czas odhaczyć
resztę. Co jest następne? A, tak… zniszczyć życie paringowi LilMark.” –
dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.
Minął
tydzień i rozpoczął się bal. Przyszło mnóstwo osób, niemal cała szkoła. Jedni
stali w małych grupkach, inni kogoś podrywali, jeszcze inni stali z boku
znudzeni. Nasza bohaterka przyszłą wraz z Jackiem jeszcze zanim całość zdążyła
się rozkręcić. Wypatrywała Marka i Lili, ale nigdzie nie mogła ich znaleźć.
Postanowiła spytać swoją koleżankę Agathę, ale ta też gdzieś przepadła. Dziwne…
W każdym
razie, zaczynało być nudno. Co prawda Jack był miły i starał się zainteresować
swoją partnerkę, ale jej to nie wystarczało. I wtedy ich zobaczyła. Lila i Mark całowali się, stojąc za oknem (Co zresztą potwierdzą tę tezę, że są
debilami, bo padał deszcz).
Wiele osób
popatrzyło na nich i wkrótce zaczęli nawet klaskać. CO ZA IDIOCI! Jack patrzył
na Camillę zdziwiony, a ona nie mogła wydusić nawet słowa…
Gdy impreza
się skończyła, Mark podszedł do głównej bohaterki.
-Słuchaj, bo
ja…
-Nie będę
słuchać! – krzyknęła – jesteś kretynem i zdrajcą! Nie odzywaj się do mnie
więcej! Zrywam z tobą!
W każdej
innej sytuacji Camilla załatwiła by to o wiele spokojniej, ale teraz po prostu
nie mogła zachować zimnej krwi. Zacisnęła pięści i odeszła wkurzona.
Ale na tym
nie był koniec jej kłopotów. Po powrocie do domu dowiedziała się czegoś jeszcze…